W Australii jest 4:30 rano. Mimo męczącej podróży ciężko spać z powodu zmiany czasu. Zrobię więc krótki opis podróży.
Przygód większych, na szczęście nie było, choć momentami było śmiesznie. Już w Krakowie drukowanie mojej karty pokładowej powiesiło system, dostałam tyko dwie, teoretycznie mogłam nie polecieć dalej niż do Singapuru ;)
Lot do Frankfurtu był bardzo przyjemny i szybki. Tam pospacerowaliśmy, wstąpiliśmy na małą przekąskę no i wreszcie oczom naszym ukazał się ogromny airbus 380. Potężna maszyna, a lot takim kolosem to sama przyjemność! Nawet 12 godzin :)
Jeśli chodź o lotnisko w Singapurze to jest niesamowite. Mnóstwo zieleni, girlandy storczyków, sklepy, knajpki (piłam piwo za 48 zł :) ale czasem trzeba poszaleć), miejsca zabaw dla dzieci, ogrody, pawilon z motylami, SPA... Nie udało nam się przez 7 godzin przejść całego, nie mówiąc już o skorzystaniu z atrakcji jakie oferuje. Na dodatek Tata odkrył, że lot mamy godzinę wcześniej niż myśleliśmy, więc biegiem 10 minut, jazda kolejka na właściwy terminal, znów kolejka do miejsca odlotów, znów bieg i bramki zamknięte... jeszcze. Jednak lecimy o pierwotnej godzinie:)
Lot do Adelajdy 7 godzin bez problemu. Ciepłe powitanie przez Rodzinę, wycieczka nad Ocean, grill i do spania. Opis podróży uzupełnię o zdjęcia lepszej jakości później, do tej pory w drodze, mogłam dodawać jedynie z telefonu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz