Tak się złożyło, że kiedy dotarliśmy na miejsce, polska reprezentacja grała mecz, więc utworzyliśmy strefę kibica, by wspólnie spędzić wieczór pełen emocji...
Była też kolacja, a na deser wielki sękacz, przywieziony przez jedną z załóg...
Następnego dnia udaliśmy się do muzeum – Pracowni Literackiej Arkadego Fiedlera w Puszczykowie. Chyba każdy kojarzy, że to pisarz (cóż, lektura "Dywizjon 303") oraz, że to podróżnik. Ale dopiero oglądając eksponaty w muzeum uświadamiamy sobie jak wielkim podróżnikiem i pisarzem był ten człowiek...
Następnie odwiedziliśmy Wielkopolski Park Narodowy, gdzie udaliśmy się na relaksujący spacer wśród zieleni...
Wieczorem mieliśmy okazję zwiedzić piękny pałac w Mórkowie. Obecnie mieści się w nim Dom nowicjacki Towarzystwa Chrystusowców.
W pewnym sensie to nasze bratnie dusze - podróżnicy. Zapewne właśnie dlatego, tak wspaniale czuliśmy się goszcząc na ich boisku :) A nasze obozowisko wyglądało tak:
Mórkowo stało się naszym domem na trzy kolejne dni. Z przyjemnością zwiedzaliśmy ciekawe miejsca w okolicy.
Najpierw udaliśmy się do Osiecznej by zwiedzić przepiękny, kościół klasztorny Zakonu Franciszkanów, gdzie cały wystrój jest drewniany, co dodaje wnętrzu oryginalności i elegancji:
Później pojechaliśmy do Filmowego Soplicowa w Cichowie...
... gdzie główną atrakcją okazała się damska toaleta dla przyjaciółek, którym trudno się rozstać choć na chwilę...
Następnie zjedliśmy wspaniałe kebaby na ślicznym rynku w Gostyniu:
Na koniec pojechaliśmy zwiedzić Bazylikę na Świętej Górze, zbudowaną na wzór weneckiej bazyliki Santa Maria della Salute. Znajduje się tu zespół klasztorny mało znanego Zakonu Filipinów.
Bracia zakonni i potomkowie fundatorów barokowej świątyni chowani są w kryptach kościoła. Istnieje tu unikalny mikroklimat, zwłoki nie rozkładają się, ale mumifikują.
Niesamowite przeżycie, spacer ciemnymi korytarzami, dookoła ponad dwieście trumien...
Na koniec pobytu w Mórkowie zaprosiliśmy naszych Gospodarzy do obozowiska. Tradycyjnie zestawiamy stoły na środku, robimy kawę, herbatę i wyciągamy schowane głęboko zapasy ciast i słodyczy. W ten sposób spędzamy ostatnie chwile spotkania razem...
To wyjątkowe zdjęcie zrobił z wieży kolega Robert, na co poniżej przedstawiam dowód:
Na kolejne dni udaliśmy się do Boszkowa, gdzie relaksowaliśmy się ze znajomymi, spacerując, grilując (z fantazją, bo okazało się, że nawet jajka można zrobić na ruszcie...), pływając i odpoczywając...
Na koniec, wracając powoli w stronę domu, pojechaliśmy do Wrocławia...
Ale o tym w następnym poście...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz