Plaża jest dzika (choć nie bezludna, po wybrzeżu było luźno "rozrzuconych" kilka kamperów, przyczep i namiotów), brak na niej jakiejkolwiek infrastruktury, nie ma dosłownie nic, wody, prądu... Za to jest błogi spokój, szum fal, ogromne ilości muszelek i rajskie wręcz widoki!
Wszystko to bez opłat, ale... trzeba tam dojechać... Droga wiedzie koło opuszczonej fabryki i jest ułożona z betonowych płyt, im dalej, tym większe przerwy między płytami. Stuk, stuk, stuk...
Na końcu płyt droga się rozwidla, a nawierzchnia z płyt przechodzi w gruby, ubity żwir.
Droga rozwidla się jeszcze kilka razy (jak jakiś labirynt, który broni dostępu do plaży), a żwir jest zbity coraz mniej, aby na końcu zmienić się w piasek...
Szczerze? Jak teraz o tym myślę, to chyba byliśmy mocno zdesperowani (ach co ta miłość robi z ludźmi!), że odważyliśmy się na taką przeprawę naszym zestawem...
Jednak obyło się bez żadnych problemów, a nagrodą za niepewną drogę jest postój w miejscu tak magicznym, że... zresztą sami zobaczcie...
I tu taka mała uwaga na temat różnicy między polskimi turystami a Rumunami. Pamiętacie, jak pisałam o Polakach, którzy nie chcieli zgasić muzyki na Węgrzech? Tu, na plaży, niedaleko nas, świętowali rumuńscy turyści pod namiotem. A myśmy chcieli słuchać szumu fal. Wystarczyło poprosić, nie dość, że się uciszyli, to jeszcze zaprosili nas do wspólnej zabawy i chcieli częstować swoją kolacją :)
Tak przy okazji jedzenia :) Grill na plaży smakuje rewelacyjnie!
I ryby w pobliskiej tawernie też :)
Pobyt na plaży Vadu to były piękne, beztroskie chwile, słońce, wiatr, morze... wszystko tuż za drzwiami, wystarczy uchylić zasłonę...
I choć było wspaniale, przyszedł czas na to, by ruszyć w dalszą drogę...
Też obyło się bez problemów, ale gdyby były, to wystarczy jeden telefon ;) Swoją drogą ktoś miał niezły pomysł na biznes :)
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz