Moi Państwo dużo podróżują, wtedy najczęściej zostawiają mnie u w domu z Mateuszem (on jest "za stary" żeby jeździć z rodzicami), czasem zostawiali mnie u Babci, ale tym razem zabrali mnie ze sobą...
Najpierw mnie wykąpali, żebym czysta na te wakacje pojechała....
Następnego dnia rano otworzyli bagażnik dużego auta i zanim zdążyli coś powiedzieć, już byłam w środku. Pani twierdzi, że nie powinnam tak wysoko skakać, żeby nie nadwyrężać stawów, ale jestem zbyt szybka i zwinna, żeby zdążyli mnie tam wsadzić...
Obserwowałam drogę przez okno, czasem zerkałam na nasz podróżny domek, który jechał za nami cały czas, aż wszyscy szczęśliwie dotarliśmy na miejsce...
I to był świetny wybór! Dookoła naszej przyczepy był las, cisza i spokój. Kawałeczek dalej kran z pyszną źródlaną wodą, która bardzo mi smakowała.
Dla ludzi też były atrakcje: basen, kort tenisowy, budka z lodami, przekąskami na ciepło i lanym piwem, dwa place zabaw i boisko do siatkówki, salon gier dla dzieci... Jak ktoś nie ma takiej fajnej przyczepy jak my, to może mieszkać w drewnianym domku, albo rozbić sobie namiot. Pani mówi, że to świetne miejsce na rodzinne wakacje i że na pewno jeszcze tam wrócimy. Ja jestem za!
Jak każdy pies najbardziej (no, może tak samo bardzo jak jedzenie i przytulanie) kocham spacery. A było gdzie chodzić! Tuż za płotem zaczynała się ścieżka przyrodnicza...
W ogóle dużo chodziliśmy po okolicznych lasach...
Wiecie, że ludzie przynoszą z lasu jedzenie? Moi nazbierali grzybów, zachwycali się, wąchali, smażyli, dodawali do jajecznicy i sosu do placków...
Byliśmy też oglądać mofety, czyli ekshalacje CO2 z wnętrza ziemi. Nie umiem czytać tych tabliczek, ale wiem, że to coś dziwnie pachnie i śmiesznie bulgota...
Jedna taka mofeta jest na terenie "Domków w lesie"...
W ośrodku jest też łowisko pstrągów. Maks ma dopiero 13 lat, a udało mu się złowić obiad dla całej rodziny!
Aż do głowy...
Były świeże i zdrowe, więc ich chwilę popilnowałam...
Ale Pan je zaraz zabrał, oprawił i usmażył...
Myślę, że smakowały ludziom bardzo, bo tyle z nich zostało...
I o ile ryby mi się podobały, to konie już nie szczególnie...
Są duże, dziwnie pachną i nie można się z nimi porozumieć w żadnym języku. Szczekałam do nich i nic. Tylko patrzyły i chciały mnie wąchać. No bez przesady, to ja zwykle wącham, a nie mnie się wącha!
Maks jeździ na tych koniach i bardzo go to cieszy. Zawsze jak gdzieś podróżuje, to zabiera ze sobą plecak z kaskiem i bryczesami. Tak na wszelki wypadek, bo może będzie w okolicy jakaś stadnina... Tym razem też była i Maks jeździł, a nawet skakał na Szarlotce, co podglądaliśmy zza płotu :)
A w niedzielę zostałam sama z Panem, bo Maks i Pani poszli do kościoła i na Golgotę w Tyliczu. Podobno jest tam pięknie. Na dowód zrobili zdjęcia:
Mnie walory zabytkowe tego miejsca nie interesują, ale szaleństwo na łące a później odpoczynek w cieniu i wytarzanie się w trawie to co innego!
Wyjazd uważam, za bardzo udany i chętnie dam się zabrać następnym razem, żeby odpocząć trochę na łonie natury...
:) Super! Zazdrościmy, pozdrawiamy ze Złotolandii.
OdpowiedzUsuńI Emma oraz my pozdrawiamy serdecznie :)
OdpowiedzUsuńEwuś moja Perełka jest śliczna i mądra no ale Twoja Emma to rewelacja!niech przyjedzie chociaż na jeden zlot to dopiero będziemy mieli komentarz pierwsza klasa
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy Danusia z Januszem i Perełką