poniedziałek, 21 września 2015

Zlot w Jędrzejowie, powoli kończymy sezon...

Jesień zbliża się wielkimi krokami, sezon powoli dobiega końca, dlatego miłośnicy wypoczynku na łonie natury, wykorzystują każdą chwilę by pobyć razem. My ostatni weekend spędziliśmy w gronie znajomych, na zlocie karawaningowym.

 




Organizator przywitał nas po staropolsku, każdej załodze wręczając chleb z herbem Jędrzejowa.


W piątek wieczorem padał deszcz, co było jedynym słusznym momentem na padanie, bo czas spędzaliśmy pod dachem Opactwa Cystersów, zwiedzając klasztor i słuchając koncertu organowego.

























W sobotę rano wypogodziło się na tyle, że mogliśmy się udać na fantastyczną wycieczkę do Muzeum Wsi Kieleckiej, do Tokarni. Park Etnograficzny w Tokarni można zwiedzać od 1977 roku. Możemy w nim podziwiać chaty, a nawet całe wioski z różnych regionów Kielecczyzny. Nie sposób opisać wszystkiego co widzieliśmy, zachęcam więc do odwiedzenia MUZEUM osobiście. Mnie najbardziej oczarowały domki z dachami krytymi słomą, stary sklepik, apteka i szkoła. Młodsi uczestnicy wycieczki czuli się jak w bajce, starszym przypomniały się wakacje u babci na wsi...










Wnętrza starych, wiejskich domów pozwalają sobie wyobrazić, jak się kiedyś żyło, co było ważne dla ich mieszkańców, co im się podobało...



 Wśród dzieci największy entuzjazm wzbudziły żywe zwierzęta na podwórku...




 ... a niektórym najbardziej podobał się areszt śledczy ;)



Następnie pojechaliśmy do Chęcin, gdzie każda wycieczka standardowo zwiedza zamek. My z przewodnikiem zwiedziliśmy miasto i dowiedzieliśmy się wielu nowych, ciekawych rzeczy o Chęcinach i okolicy. 


 



 


Wieczorem było ognisko, pieczenie kiełbasek i wspólne śpiewanie. Organizatorzy zadbali o nastrój i teren został oświetlony płonącymi pniakami.


W niedzielę został przewidziany czas na zajęcia indywidualne, co stworzyło okazję do... zestawienia stołów i wspólnego biesiadowania przy kawce, ciastach i domowych nalewkach :)


 

Z niektórymi załogami spotkamy się za cztery tygodnie w Krakowie (zapraszam serdecznie na IV Smoczy Zlot, który odbędzie się w dniach 16-18 października) z niektórymi dopiero wiosną 2016... 



wtorek, 15 września 2015

Beskid Niski, Krynica i okolica :)

Trzynaście lat temu pojechaliśmy na wakacje do stadniny "Końska Dolina" w okolicy Krynicy-Zdroju. Baza noclegowa w wybranym wtedy przez nas gospodarstwie "raczkowała", budynki były nieotynkowane, a wyjść z nich nie dało się bez gumiaków (takich do kolan, przynajmniej...). Było to tak miłą odmianą dla nas, mieszczuchów, że... spędzaliśmy tam wakacje przez trzy kolejne lata. W tym czasie powstały apartamenty dla gości, nowe stajnie dla koni, chodniczki z kostki, oczka wodne... Dzieci podrosły i zaczęliśmy jeździć coraz dalej, jest przecież tyle ciekawych miejsc na  świecie :)
W ostatni weekend zdecydowaliśmy się na "powrót do przeszłości" i odwiedziliśmy Beskid Niski.
Zatrzymaliśmy się na polu namiotowym "Rumcajsówka" pod Muszyną. Jest tam bardzo przyjemnie i spokojnie, do tego niedrogo.




Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy była "nasza" stadnina sprzed lat, do której prowadzi malownicza, leśna droga, zbudowana z betonowych płyt.


 

Gospodarstwo obecnie nie przyjmuje gości, ale my zostaliśmy przyjęci po starej znajomości i to jak! Kiedy człowiek wysiada z samochodu po dziewięciu latach nieobecności i zostaje wycałowany i wyściskany przez pracownika stadniny jak rodzina, to chyba właśnie to uczucie w pewnej telewizyjnej reklamie, nazywane jest "bezcennym"...
Spacerowaliśmy po pastwiskach między końmi (jest ich to około 130 sztuk), wspominaliśmy stare czasy, Maks osiodłał klacz o imieniu Jaksa i poćwiczył jazdę przez przeszkody, jakie można spotkać na "ścieżce huculskiej".






Mając odpowiedni środek lokomocji udaliśmy się do maleńkiej cerkwi w Bielicznej i na pobliski, zapomniany cmentarzyk łemkowski.












Byliśmy też w Krynicy, gdzie odbywał się festiwal biegów, co z jednej strony było atrakcją (choćby złote ludki spacerujące wszędzie), z drugiej sporym utrudnieniem. Większość dróg była pozamykana, nawet do Pijalni Głównej udało się dostać dopiero przy trzecim podejściu.





Spacerowaliśmy przy fontannach, odwiedziliśmy Nikifora i podziwialiśmy wyjątkowe kompozycje kwiatowe, w samej Krynicy i po drodze do XVI wiecznej Cerkwi św. Dymitra (obecnie kościół rzymskokatolicki Narodzenia NMP), która jest częścią Szlaku Architektury Drewnianej.







Byliśmy też na Górze Parkowej i "Sankostradzie", w końcu to najlepsze atrakcje dla dzieci ;)




Zjedliśmy najlepszą pizzę w Krynicy. Przez dekadę pizzeria tak się zmieniła (została dobudowana nowa, zewnętrzna część lokalu), że ledwie udało się nam trafić. Na szczęście smak i dekoracje pozostały takie, jak pamiętamy :)






Na deser wypiliśmy wyśmienitą czekoladę w pijalni im. Jana Kiepury... 


A na sam koniec udaliśmy się na lody, do lodziarni, gdzie zawsze jest długa kolejka, ale naprawdę warto w niej stać...



Weekend spędziliśmy wspaniale, już tęsknimy za tym miejscem i planujemy kolejną wycieczkę...