poniedziałek, 30 września 2019

Kierunek - Morze Czarne (cz.11 - Droga do domu)

Z wielkim żalem opuszczamy Rumunię... Trochę tego świata już widzieliśmy, okazało się, że Rumunia jest jednym z ładniejszych jego kawałków...


Szybko i sprawnie (tym razem, o dziwo bez żadnych przygód!) pokonujemy granicę, przejeżdżamy przez Węgry i "lądujemy" na Słowacji.
Halo! Że my bez przygód? Wjeżdżamy do miasteczka znalezionego w necie i czujemy się... dziwnie...


 My nie mamy absolutnie żadnych uprzedzeń, ale to miasteczko to jakieś... slumsy...



Znajdujemy kemping, wchodzimy na niego, nikt nie zwraca na nas uwagi, jest godzina 13, trwa mocno zakrapiana ogólna impreza, a w głębi wystawa (taka chyba nie całkiem legalna) psów ras groźnych... Ujadanie, szczekanie, jakieś sceny jak z amerykańskich filmów... No nie, tego dla nas za dużo, jedziemy dalej.



Nie więcej niż 30 kilometrów dalej znajdujemy inny świat. Piękny nowy kemping Route E58, absolutnie czyściutki, miła obsługa, umiarkowane ceny, bar, sielsko pasące się baranki... Jeden minus - przy głównej drodze (ale wcale nie jest głośno, nawet w nocy), tylko miejsce na wakacje to by to nie było. Ale tak jako przystanek w drodze - kemping idealny :)









Na koniec wakacji zwiedzamy jeszcze jaskinię Jasovską. Piękna! Niestety nie wolno robić zdjęć, więc wrzucam tu takie znalezione w necie :)


Nocleg i rano w drogę. To już koniec tych wakacji, wspaniałej podróży, zwiedzania cudnych miejsc... Za rok następna wyprawa, już nie mogę się doczekać!



niedziela, 29 września 2019

Kierunek - Morze Czarne (cz.10 - Wesoły cmentarz)


Od kilku lat podróżujemy po kempingach dość intensywnie, robiąc parę tysięcy kilometrów rocznie. W ciągu jednego wyjazdu (takiego 2 tygodniowego) potrafimy spać nawet w 10 - 12 różnych miejscach. Do tego weekendy od maja do października. Uwierzcie, że widziałam duuuużo (jak nic ponad setkę) kempingów. Ale nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego, tak zadbanego i tak dopieszczonego w każdym calu!


 

 








Z całego serca życzę właścicielom kempingu Noroc (aż umieszczę linka, aby każdy chętny trafił), żeby ich goście docenili i uszanowali ogrom serca i pracy, które tam wkładają!

Tak naładowani pozytywnymi estetycznymi doznaniami ruszamy na podbój Sapanty. Czyli oczywiście wesoły cmentarz :) Jedyny taki w Europie! Cmentarz zaczął przyjmować obecny wygląd w 1935 roku, kiedy to miejscowy artysta Stan Ioan Pătraș po raz pierwszy wykonał „wesołe” epitafium. Kontynuatorem cmentarnego dzieła S.I. Pătrașa jest Dumitru Pop Tincu. Obecnie z ponad 800 nagrobkami cmentarz jest jedną z najpopularniejszych atrakcji turystycznych Rumunii - czytamy w internecie.
Faktycznie, miejsce jest wyjątkowe, szkoda, że nie rozumiemy dowcipnych wierszyków, które mówią o zmarłych lub przyczynach, z powodu których rozstali się z życiem. Rumuni czytają i się śmieją :)











Znaleźliśmy traktorzystów...


...stolarza...

 ...lekarza...


... matkę...

...prządkę...


... i całkiem nowoczesną krawcową...

... i bardzo stary grób rolnika...


 A ci to chyba musieli mieć klawe i mało męczące życie....


Czasami nagrobki przedstawiały nie scenki z życia, a sposób w jaki zmarli odeszli...


 No cóż, ten raczej w niecodzienny sposób opuścił tą ziemię...


I to był właściwie ostatni punkt programu w Rumunii... no jak na cmentarz przystało...

CDN


sobota, 28 września 2019

Kierunek - Morze Czarne (cz.9 - Toksyczne jezioro)

Kiedy podjęliśmy decyzję o ruszeniu w dalszą drogę, pogoda się zepsuła. Tak, w Rumunii, w środku wakacji, też czasem trzeba ubrać ciepły polar i kurtkę przeciwdeszczową...





Do przejechania mamy około 320 km, więc w planach mamy wycieczkę nad "toksyczne jezioro". Ale aby tam dojechać, musimy gdzieś zostawić przyczepę. Decydujemy się dosłownie "porzucić" nasz domek na poboczu w małym miasteczku. I ruszamy...


 Na pustej drodze spotykamy relikty motoryzacji...



Kolejny raz nasze pajero okazuje się wspaniałym środkiem lokomocji, szutrowo - żwirowe drogi nam nie straszne... Docieramy w niesamowite miejsce. To opuszczona wioska...



...gdzie na każdym kroku można spotkać gigantyczne rury...




To rurociąg, który zalał wioskę w 1978 roku. Wszystko przez Rosia Poieni - drugą co do wielkości w Europie odkrywkową kopalnię miedzi. Decyzję o zalaniu wioski podjął Nicolae Ceausescu. Co gorsza do dnia dzisiejszego poziom toksycznych odpadów w wodzie i oparów w powietrzu podnosi się, a jezioro wygląda jak popękana w czasie suszy ziemia. Gęstość ma jak budyń (wrzuciliśmy kamyk w ramach eksperymentu).





Najbardziej charakterystyczna jest wieża kościoła, wystająca z błotnistej mazi...





Ku naszemu zdziwieniu odkrywamy, że dwa lub trzy domy są zamieszkane, pola koszone, pobudowane kładki, ktoś tu mieszka!



Opuszczamy Geamanę z mieszanymi uczuciami. Głupio jakoś to brzmi, ale to miejsce jest na prawdę malownicze i warte obejrzenia...

Przyczepa czeka na nas grzecznie, więc jemy szybki posiłek i ruszamy dalej.
Czy ja wspominałam, ze mamy sporo przygód na tym wyjeździe? To proszę, jeszcze jedna do kolekcji...

Po raz pierwszy w życiu (a kilka lat już jeździmy i kilometrów w każde wakacje robimy kilka tysięcy...) odpięła nam się przyczepa w czasie jazdy! Na dodatek było pod górkę! Na szczęście zadziałał hamulec przyczepy, zerwała się linka (dla niewtajemniczonych: ta linka powinna się zerwać) i przyczepa stanęła w miejscu. wszystko skończyło się dobrze, ale adrenalina była, oj była!
Szybka naprawa za pomocą "trytytek" i kawałka  drutu i ruszamy dalej. a co my twardzi jesteśmy :)



Po zmroku i ponownie w deszczu docieramy na cudny kemping. ale o tym jutro :)

CDN