wtorek, 15 września 2015

Beskid Niski, Krynica i okolica :)

Trzynaście lat temu pojechaliśmy na wakacje do stadniny "Końska Dolina" w okolicy Krynicy-Zdroju. Baza noclegowa w wybranym wtedy przez nas gospodarstwie "raczkowała", budynki były nieotynkowane, a wyjść z nich nie dało się bez gumiaków (takich do kolan, przynajmniej...). Było to tak miłą odmianą dla nas, mieszczuchów, że... spędzaliśmy tam wakacje przez trzy kolejne lata. W tym czasie powstały apartamenty dla gości, nowe stajnie dla koni, chodniczki z kostki, oczka wodne... Dzieci podrosły i zaczęliśmy jeździć coraz dalej, jest przecież tyle ciekawych miejsc na  świecie :)
W ostatni weekend zdecydowaliśmy się na "powrót do przeszłości" i odwiedziliśmy Beskid Niski.
Zatrzymaliśmy się na polu namiotowym "Rumcajsówka" pod Muszyną. Jest tam bardzo przyjemnie i spokojnie, do tego niedrogo.




Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy była "nasza" stadnina sprzed lat, do której prowadzi malownicza, leśna droga, zbudowana z betonowych płyt.


 

Gospodarstwo obecnie nie przyjmuje gości, ale my zostaliśmy przyjęci po starej znajomości i to jak! Kiedy człowiek wysiada z samochodu po dziewięciu latach nieobecności i zostaje wycałowany i wyściskany przez pracownika stadniny jak rodzina, to chyba właśnie to uczucie w pewnej telewizyjnej reklamie, nazywane jest "bezcennym"...
Spacerowaliśmy po pastwiskach między końmi (jest ich to około 130 sztuk), wspominaliśmy stare czasy, Maks osiodłał klacz o imieniu Jaksa i poćwiczył jazdę przez przeszkody, jakie można spotkać na "ścieżce huculskiej".






Mając odpowiedni środek lokomocji udaliśmy się do maleńkiej cerkwi w Bielicznej i na pobliski, zapomniany cmentarzyk łemkowski.












Byliśmy też w Krynicy, gdzie odbywał się festiwal biegów, co z jednej strony było atrakcją (choćby złote ludki spacerujące wszędzie), z drugiej sporym utrudnieniem. Większość dróg była pozamykana, nawet do Pijalni Głównej udało się dostać dopiero przy trzecim podejściu.





Spacerowaliśmy przy fontannach, odwiedziliśmy Nikifora i podziwialiśmy wyjątkowe kompozycje kwiatowe, w samej Krynicy i po drodze do XVI wiecznej Cerkwi św. Dymitra (obecnie kościół rzymskokatolicki Narodzenia NMP), która jest częścią Szlaku Architektury Drewnianej.







Byliśmy też na Górze Parkowej i "Sankostradzie", w końcu to najlepsze atrakcje dla dzieci ;)




Zjedliśmy najlepszą pizzę w Krynicy. Przez dekadę pizzeria tak się zmieniła (została dobudowana nowa, zewnętrzna część lokalu), że ledwie udało się nam trafić. Na szczęście smak i dekoracje pozostały takie, jak pamiętamy :)






Na deser wypiliśmy wyśmienitą czekoladę w pijalni im. Jana Kiepury... 


A na sam koniec udaliśmy się na lody, do lodziarni, gdzie zawsze jest długa kolejka, ale naprawdę warto w niej stać...



Weekend spędziliśmy wspaniale, już tęsknimy za tym miejscem i planujemy kolejną wycieczkę...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz