Mając kampera lub przyczepę najczęściej podróżujemy po Polsce i Europie. Choć oczywiście nie zawsze, wszak istnieją promy ;)
Zdarza się też, że "zdradzamy" karawaning i wybieramy wakacje all inclusive samolotem :)
Dzieciaki (a przecież to dla nich zostały wymyślone wakacje) kochają hotelowe animacje, baseny, stoły zastawione smakołykami...
Nawet jeśli nie kochają i wolą bawić się patykami, szyszkami czy innymi skarbami lasu na kempingu, to chętnie spróbują czegoś nowego.
Kiedy my lataliśmy na takie "leniwe" wakacje, starannie wybieraliśmy nie tylko hotel ale i okolicę.
Leżenie nad basenem z kolorowym drinkiem z parasolką (i pod parasolką) to jednak niezupełnie moja bajka.
Zawsze staraliśmy się zwiedzać okolice, czy to wykupując dodatkowe wycieczki, pożyczając auto lub korzystając z innych dostępnych środków transportu.
Wycieczki fakultatywne są drogie, ale w niektórych miejscach są jedynym rozwiązaniem.
Mam tu na myśli Egipt, gdzie absolutnie nie wolno poruszać się samemu poza strefą turystyczną.
Dużo prościej i bezpieczniej jest w Tunezji. Do tego taksówki są dostępne i tanie :)
W obu przypadkach trudno zasmakować "dzikiej Afryki" ale i tak jest ciekawie i egzotycznie.
EGIPT
Na miejsce odpoczynku wybraliśmy wielki kompleks hotelowy, z ogromnymi basenami,
które są przepięknie zagospodarowane, a powierzchnia wody to ponad 7500 m kwadratowych!
Wszystko jest połączone mostkami, alejkami, wszędzie parasole i leżaki, kwiaty, palmy daktylowe...
W hotelu jest budynek główny (osławione marmury są, a jakże), kilka restauracji, klub dla dzieci, sale konferencyjne, mini golf, bilard, siłownia, bar w basenie... Długo by wymieniać...
Pokoje dla gości znajdują się w bungalowach z klimatyzacją, my wybraliśmy najładniejszą część kompleksu zwaną Lagoon.
Na ternie hotelu było kilka restauracji do wyboru. Były kolacje tematyczne i "cooking show", rzeźby z owoców i lodu,
alkohole z całego świata... O wyznaczonych godzinach dzieciaki mogły zjeść lody czy frytki, soki i woda dostępne były cały czas, napoje gazowane również. I piwo. Bardzo słabe (około 2%), świetne na upał ;)
Muszę przyznać, jedzenie było dość urozmaicone, dobre i świeże, ale i tak nie ominęła
nas słynna zemsta faraona...
Tia heights makadi bay ma 5* w rankingu lokalnym, czyli 3-4* w
standardzie europejskim.
Faktycznie, w Afryce nieco inaczej funkcjonuje pojęcie czystości i
higieny... Ale o tym wiedzieliśmy, więc nie było rozczarowania.Często zostawialiśmy sprzątającym napiwki (u nich to przecież tradycja) i zawsze mieliśmy czyściutko, codziennie świeże ręczniki, uzupełnioną lodówkę (woda, cola, fanta...) i niejednokrotnie piżamki poskładane w fikuśne kształty ;)
Było bardzo upalnie. Dni spędzaliśmy pływając w basenie lub nurkując w morzu, ewentualnie w klimatyzowanych
pomieszczeniach.
Dopiero wieczorami spacery sprawiały przyjemność. Zwłaszcza, że po
zachodzie słońca teren hotelu prezentował się przepięknie :)
Kiedy nacieszyliśmy się (i ciut znudziliśmy) atrakcjami hotelowymi,
przyszedł czas na wycieczki.
Jak wspomniałam we wstępie, istnieją spore trudności w poruszaniu
się po Egipcie.Wszędzie posterunki (z uzbrojonymi w karabiny żołnierzami), blokady dróg i kontrole.
Autobusy turystyczne są rutynowo sprawdzane i zazwyczaj mogą jechać dalej.
Dodatkowo trafiliśmy na początek ramadanu, kiedy wszyscy są lekko rozdrażnieni.
Ale i tak udało nam się spory kawałek starożytnego Egiptu zwiedzić :)
Byliśmy w beduińskiej wiosce, gdzie jedliśmy placki smażone na ogniu palonym na
wielbłądzich odchodach... Całkiem smaczne :)
Dojechaliśmy tam z kierowcami szaleńcami, to był istny rajd po
pustyni, wciąż mam wrażenie, że to cud, że żyjemy ;)
Przez jeden dzień spędzony w wiosce, choć trochę, poznaliśmy warunki życia, tradycję i rozrywki mieszkańców.
Można było przejechać się po pustyni na kładach albo na wielbłądach. Dla mnie motoryzacji było wystarczająco na jeden dzień, wybrałam wielbłądy, panowie (co oczywiste) kłady...Zostaliśmy poczęstowani fajką wodną i kolacją, oczywiście już po zmroku, przypominam, że trwał ramadan.
Egipt jest pełen sprzeczności i przez to właśnie tak nas fascynuje. Dorzecze Nilu, to jedyne naturalnie "żywe" miejsce w Egipcie.
Poza
pasem zieleni w dolinie rzeki, jadąc widzimy tylko skały i piach,
gdzieniegdzie skąpą roślinność.
Oczywiście nie dotyczy to pięknych, hotelowych ogrodów, podlewanych
przynajmniej dwa razy dziennie. Strefy turystyczne są innym światem. Na początku tego posta znajdują się zdjęcia hotelu, w którym
mieszkaliśmy, poniżej prawdziwe egipskie domy...
Kolejna nasza wycieczka, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zobaczyłam "na żywo" obrazki z egipskich pocztówek...
Na dobry początek piękne świątynie w Karnaku, z największa na świecie świątynią z salą
kolumnową.
W Karnaku znajduje się zespół świątyń wzniesionych w różnym czasie,
poświęconych bogom tebańskim. Centralne miejsce zajmuje największa na
świecie świątynia z salą kolumnową, tzw. "Wielki Hypostyl" – świątynia
Amona-Re. Od północy przylega do niej świątynia Montu – boga wojny, a na południe położone jest sanktuarium bogini Mut, żony Amona. Świątynie te są połączone ze sobą alejami procesyjnymi. W 1979 roku Karnak został wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Następnie udaliśmy się do fabryki, gdzie wydobywa się alabaster i wytwarza z niego ręcznie
pamiątki i naczynia.
Kolejne niesamowite miejsca (zawsze zastanawiam się, jak oni to wszystko wybudowali bez dźwigów, pomiarów, komputerów, wizualizacji, obliczeń...) - Świątynia królowej Hatszepsut i kolosy Memnona.
Świątynia Hatszepsut zwana "Świątynią Milionów Lat" – budowla sakralna zbudowana u stóp gigantycznej ściany skalnej w XV w. p.n.e. jako świątynia grobowa królowej Hatszepsut. Świątynia, w znacznej części wykuta w skale, składa się z trzech, ułożonych kaskadowo, połączonych ze sobą tarasów.
Kolosy Memnona – posągi faraona Amenhotepa III. Wysokości 15,60 m
(z postumentem 17,90 m). Waga każdego kolosa to w przybliżeniu 800 ton.
Postawiono je około 1370 p.n.e. w Tebach Zachodnich. Jest to jedyna
zachowana część świątyni grobowej tego faraona, zniszczonej
prawdopodobnie przez trzęsienie ziemi.
W muzeum papirusa, uczestniczyliśmy w bardzo ciekawym pokazie wytwarzania tego
starożytnego "nośnika informacji". Dowiedzieliśmy się też, jak odróżnić prawdziwy papirus od "podróbek" często proponowanych turystom.
Na koniec byliśmy w Dolinie Królów, gdzie absolutnie nie wolno fotografować (poniższe zdjęcia znalezione w internecie) ale za to napiszę, że...
temperatura powietrza wynosiła 54 stopnie i poparzyło nam śluzówkę
nosa :(
Widzieliśmy grobowiec Tutenchamona, Ramzesa IV , sarkofagi,
starożytne malowidła... Miejsce o niesamowitym klimacie...Grobowce w Dolinie Królów, to wykute w skale kompleksy grobowe, składające się z ciągu licznych korytarzy i sal. Już w czasach współczesnych faraonom, wiele grobów zostało otwartych i ograbionych. Proceder ten trwał przez wieki. Z tego też powodu zdarzały się sytuacje przenoszenia mumii, mające na celu ochronę ich przed zbezczeszczeniem. Współczesnym badaczom udało się odnaleźć tylko jeden niesplądrowany grobowiec – Tutanchamona. W Dolinie Królów odkryto nie tylko miejsca pochówku, ale i niedokończone komory grobowe.
Ogólnie wyjazd do Egiptu wspominamy wspaniale, zwłaszcza teraz, gdy za oknem styczeń, szaro i zimno...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz