piątek, 15 stycznia 2016

Dawno temu w Egipcie...

Za oknem szary styczeń, do wakacji zostało prawie sześć miesięcy... Na dobry początek roku, oddałam się ciepłym wspomnieniom...

Mając kampera lub przyczepę najczęściej podróżujemy po Polsce i Europie. Choć oczywiście nie zawsze, wszak istnieją promy ;)
Zdarza się też, że "zdradzamy" karawaning i wybieramy wakacje all inclusive samolotem :)

Dzieciaki (a przecież to dla nich zostały wymyślone wakacje) kochają hotelowe animacje, baseny, stoły zastawione smakołykami...
Nawet jeśli nie kochają i wolą bawić się patykami, szyszkami czy innymi skarbami lasu na kempingu, to chętnie spróbują czegoś nowego.

Kiedy my lataliśmy na takie "leniwe" wakacje, starannie wybieraliśmy nie tylko hotel ale i okolicę.
Leżenie nad basenem z kolorowym drinkiem z parasolką (i pod parasolką) to jednak niezupełnie moja bajka.
Zawsze staraliśmy się zwiedzać okolice, czy to wykupując dodatkowe wycieczki, pożyczając auto lub korzystając z innych dostępnych środków transportu.
Wycieczki fakultatywne są drogie, ale w niektórych miejscach są jedynym rozwiązaniem.
Mam tu na myśli Egipt, gdzie absolutnie nie wolno poruszać się samemu poza strefą turystyczną.
Dużo prościej i bezpieczniej jest w Tunezji. Do tego taksówki są dostępne i tanie :)
W obu przypadkach trudno zasmakować "dzikiej Afryki" ale i tak jest ciekawie i egzotycznie.

EGIPT

Na miejsce odpoczynku wybraliśmy wielki kompleks hotelowy, z ogromnymi basenami,
które są przepięknie zagospodarowane, a powierzchnia wody to ponad 7500 m kwadratowych!
Wszystko jest połączone mostkami, alejkami, wszędzie parasole i leżaki, kwiaty, palmy daktylowe...




W hotelu jest budynek główny (osławione marmury są, a jakże), kilka restauracji, klub dla dzieci, sale konferencyjne, mini golf, bilard, siłownia, bar w basenie... Długo by wymieniać...



Pokoje dla gości znajdują się w bungalowach z klimatyzacją, my wybraliśmy najładniejszą część kompleksu zwaną Lagoon.






Na ternie hotelu było kilka restauracji do wyboru. Były kolacje tematyczne i "cooking show", rzeźby z owoców i lodu, alkohole z całego świata... O wyznaczonych godzinach dzieciaki mogły zjeść lody czy frytki, soki i woda dostępne były cały czas, napoje gazowane również. I piwo. Bardzo słabe (około 2%), świetne na upał ;)
Muszę przyznać, jedzenie było dość urozmaicone, dobre i świeże, ale i tak nie ominęła nas słynna zemsta faraona...









Nasz hotel położony był przy piaszczystej, prywatnej plaży z niewielką rafą :) Całkiem niedaleko od małego miasteczka, gdzie można było dojść bezpiecznie brzegiem plaży, kupić jakieś drobiazgi, pamiątki czy wysłać kartki pocztowe.


Tia heights makadi bay ma 5* w rankingu lokalnym, czyli 3-4* w standardzie europejskim.
Faktycznie, w Afryce nieco inaczej funkcjonuje pojęcie czystości i higieny... Ale o tym wiedzieliśmy, więc nie było rozczarowania.
Często zostawialiśmy sprzątającym napiwki (u nich to przecież tradycja) i zawsze mieliśmy czyściutko, codziennie świeże ręczniki, uzupełnioną lodówkę (woda, cola, fanta...) i niejednokrotnie piżamki poskładane w fikuśne kształty ;)


Było bardzo upalnie. Dni spędzaliśmy pływając w basenie lub nurkując w morzu, ewentualnie w klimatyzowanych pomieszczeniach.
Dopiero wieczorami spacery sprawiały przyjemność. Zwłaszcza, że po zachodzie słońca teren hotelu prezentował się przepięknie :)






Kiedy nacieszyliśmy się (i ciut znudziliśmy) atrakcjami hotelowymi, przyszedł czas na wycieczki.
Jak wspomniałam we wstępie, istnieją spore trudności w poruszaniu się po Egipcie.
Wszędzie posterunki (z uzbrojonymi w karabiny żołnierzami), blokady dróg i kontrole.
Autobusy turystyczne są rutynowo sprawdzane i zazwyczaj mogą jechać dalej.
Dodatkowo trafiliśmy na początek ramadanu, kiedy wszyscy są lekko rozdrażnieni.
Ale i tak udało nam się spory kawałek starożytnego Egiptu zwiedzić :)


Byliśmy w beduińskiej wiosce, gdzie jedliśmy placki smażone na ogniu palonym na wielbłądzich odchodach... Całkiem smaczne :)
Dojechaliśmy tam z kierowcami szaleńcami, to był istny rajd po pustyni, wciąż mam wrażenie, że to cud, że żyjemy ;)






Przez jeden dzień spędzony w wiosce, choć trochę, poznaliśmy warunki życia, tradycję i rozrywki mieszkańców.
Można było przejechać się po pustyni na kładach albo na wielbłądach. Dla mnie motoryzacji było wystarczająco na jeden dzień, wybrałam wielbłądy, panowie (co oczywiste) kłady...
Zostaliśmy poczęstowani fajką wodną i kolacją, oczywiście już po zmroku, przypominam, że trwał ramadan.






Egipt jest pełen sprzeczności i przez to właśnie tak nas fascynuje. Dorzecze Nilu, to jedyne naturalnie "żywe" miejsce w Egipcie.



Poza pasem zieleni w dolinie rzeki, jadąc widzimy tylko skały i piach, gdzieniegdzie skąpą roślinność. 



Oczywiście nie dotyczy to pięknych, hotelowych ogrodów, podlewanych przynajmniej dwa razy dziennie. Strefy turystyczne są innym światem. Na początku tego posta znajdują się zdjęcia hotelu, w którym mieszkaliśmy, poniżej prawdziwe egipskie domy...


Kolejna nasza wycieczka, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zobaczyłam "na żywo" obrazki z egipskich pocztówek...
Na dobry początek piękne świątynie w Karnaku, z największa na świecie świątynią z salą kolumnową.

W Karnaku znajduje się zespół świątyń wzniesionych w różnym czasie, poświęconych bogom tebańskim. Centralne miejsce zajmuje największa na świecie świątynia z salą kolumnową, tzw. "Wielki Hypostyl" – świątynia Amona-Re. Od północy przylega do niej świątynia Montu – boga wojny, a na południe położone jest sanktuarium bogini Mut, żony Amona. Świątynie te są połączone ze sobą alejami procesyjnymi. W 1979 roku Karnak został wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO.





 

Następnie udaliśmy się do fabryki, gdzie wydobywa się alabaster i wytwarza z niego ręcznie pamiątki i naczynia.



Kolejne niesamowite miejsca  (zawsze zastanawiam się, jak oni to wszystko wybudowali bez dźwigów, pomiarów, komputerów, wizualizacji, obliczeń...) - Świątynia królowej Hatszepsut i kolosy Memnona.

Świątynia Hatszepsut zwana "Świątynią Milionów Lat" – budowla sakralna zbudowana u stóp gigantycznej ściany skalnej w XV w. p.n.e. jako świątynia grobowa królowej Hatszepsut. Świątynia, w znacznej części wykuta w skale, składa się z trzech, ułożonych kaskadowo, połączonych ze sobą tarasów.




Kolosy Memnona – posągi faraona Amenhotepa III. Wysokości 15,60 m (z postumentem 17,90 m). Waga każdego kolosa to w przybliżeniu 800 ton. Postawiono je około 1370 p.n.e. w Tebach Zachodnich. Jest to jedyna zachowana część świątyni grobowej tego faraona, zniszczonej prawdopodobnie przez trzęsienie ziemi.


W muzeum papirusa, uczestniczyliśmy w bardzo ciekawym pokazie wytwarzania tego starożytnego "nośnika informacji". Dowiedzieliśmy się też, jak odróżnić prawdziwy papirus od "podróbek" często proponowanych turystom. 


Na koniec byliśmy w Dolinie Królów, gdzie absolutnie nie wolno fotografować (poniższe zdjęcia znalezione w internecie) ale za to napiszę, że... temperatura powietrza wynosiła 54 stopnie i poparzyło nam śluzówkę nosa :(
Widzieliśmy grobowiec Tutenchamona, Ramzesa IV , sarkofagi, starożytne malowidła... Miejsce o niesamowitym klimacie...


Grobowce w Dolinie Królów, to wykute w skale kompleksy grobowe, składające się z ciągu licznych korytarzy i sal. Już w czasach współczesnych faraonom, wiele grobów zostało otwartych i ograbionych. Proceder ten trwał przez wieki. Z tego też powodu zdarzały się sytuacje przenoszenia mumii, mające na celu ochronę ich przed zbezczeszczeniem. Współczesnym badaczom udało się odnaleźć tylko jeden niesplądrowany grobowiec – Tutanchamona. W Dolinie Królów odkryto nie tylko miejsca pochówku, ale i niedokończone komory grobowe.


Ogólnie wyjazd do Egiptu wspominamy wspaniale, zwłaszcza teraz, gdy za oknem styczeń, szaro i zimno...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz