No dobra, z tą ciszą to nie zupełnie prawda. Wie o tym chyba każdy, kto miał okazję być w krajach śródziemnomorskich na łonie natury. Tak, chodzi mi o cykady. Jak to się drze! Takie małe (choć wielkość jest pojęciem względnym, bo czy robal, który ma dobre 5 cm jest duży czy mały?), ledwie wśród roślin widoczne a hałasu potrafi narobić sporo. Od świtu do nocy. Ale są to odgłosy sto razy milsze niż autostrada czy dyskoteka i na dodatek o zmroku zapada błoga cisza...
Wypoczęci i zadowoleni mogliśmy zwiedzać wyspę, podziwiając jej wyjątkową urodę. Ciekawostką jest to, że na Pagu nie występuje słodka woda. Powierzchnię wyspy tworzą rozległe pola białych kamieni, które przypominają pejzaż księżycowy, duża część wyspy jest jałowa i skalista ale za to jaka piękna!
Na kamienistych polach występuje drobna roślinność, którą wypasa się owce (owce kolor mają taki jak otaczające je kamienie i trzeba wytężyć wzrok, aby je na zdjęciach wyśledzić). Podstawową dietę owiec stanowią tymianek, rozmaryn i szałwia. Dzięki tej niezwykłej diecie ser z wyspy (Paški sir) ma niepowtarzalny smak i stał się lokalną specjalnością.
Odwiedziliśmy też piękne miasteczko Pag (tak, tak, Pag na wyspie Pag). Upał tego dnia był wielki, ale spacerowanie wąskimi uliczkami o niepowtarzalnym klimacie i tak sprawiało ogromną przyjemność.
Oprócz sera, sztandarowym produktem wyspy są przepiękne koronki. A że Chorwaci uwielbiają pomniki, swój ma nawet koronczarka...
Poza zwiedzaniem z wielką przyjemnością wypoczywaliśmy, korzystaliśmy z plaży, a właściwie z morza, czyli pływaliśmy i nurkowaliśmy. Chorwackie morze jest krystalicznie czyste, ciepłe i malownicze.
Nie ograniczaliśmy się jednak tylko do "naszej" plaży. Odkryliśmy małą, dziką plażę, gdzie prawie nikogo nie było. Piszę prawie nikogo, bo w czymś, co przypominało iglo z kamieni mieszkał nieco dziwnie wyglądający mężczyzna. Nie przeszkadzaliśmy mu, a on nie przeszkadzał nam...
Plaża była bardzo urokliwa i składała się z absolutnie niezwykłych kamieni, których trochę pozbierałam i przywiozłam do domu.
Pogoda nieco się popsuła, więc Maks znalazł sobie nowe zajęcie, łowił rybki i kraby. Oczywiście zwierzątka po chwili, bez uszczerbki dla zdrowia, wracały do morza.
Nagle niebo pociemniało...
... szybko wróciliśmy na kemping, gdzie dopadła nas prawdziwa ulewa...
Oczywiście wszystko ma swoje dobre strony. Rośliny po deszczu wyglądały przepięknie a zieleń stała się naprawdę zielona.
Deszczowa pogoda nie dawała za wygraną przez dwa dni. Szare chmury nie opuszczały nieba. W przerwach między opadami deszczu zwiedzaliśmy okolice. Trafiliśmy do centrum miasteczka Povliana, gdzie zobaczyliśmy jedyną na Pagu piaszczystą plażę. Udało się też oglądnąć naszą zatoczkę od drugiej strony, a kemping, na którym mieszkamy, jest dokładnie w mniejszej kępie drzew na cypelku.
Wstąpiliśmy do kościoła św. Jerzego, gdzie pachnie starym drewnem i panuje półmrok, w którym wspaniale prezentują się witraże.
Bardzo lubię w takich miasteczkach zejść z głównej ulicy i popatrzeć jak żyją zwykli ludzie, w jakich mieszkają domach, jak toczy się życie poza rejonem turystycznym.
Nad samym brzegiem morza, na starym cmentarzu stoi maleńki kościółek św. Mikołaja z XI wieku. Jest uznawany za zabytek kulturalny o nieocenionej wartości.
Udaliśmy się też do sklepu o wiele mówiącej nazwie "rybarnica" i zrobiliśmy zakupy na kolację.
Kiedy wreszcie wyszło słońce i wróciła chorwacka, wakacyjna pogoda, nawet ja, ruchliwa ponad normę osoba, położyłam się na plaży, a nad głową taki miałam widok...
CDN...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz