czwartek, 27 sierpnia 2015

Węgierskie baseny i chorwackie morze (cz.1)

Od zimy szykowaliśmy się do wyjazdu do Grecji. Planowałam trasę, miejsca, które zwiedzimy, kempingi, na których będziemy nocować, plaże, gdzie popływamy. Niestety sytuacja ekonomiczno-polityczna i nastroje społeczne w Grecji pokrzyżowały nam plany. Wdrożyłam w życie "plan awaryjny" czyli wyjazd do Chorwacji przez Węgry. Węgry znamy i lubimy, zawsze dobrze tam wypoczywamy. Mamy sentyment do tego kraju, bo właśnie na Węgrzech zaczęła się nasza przygoda z karawaningiem :) Jeśli chodzi o Chorwację, to postanowiliśmy sprawdzić te wszystkie "ochy i achy" słyszane od ludzi, którzy tam byli.
Dziewiątego sierpnia wyruszyliśmy z Krakowa (przez Żywiec, Zwardoń, Bratysławę) do węgierskiego Lipót.

Węgry, jak zawsze, oczarowały nas polami pełnymi słoneczników. Uwielbiam ten widok!



Ostatni odcinek podróży prowadził przez bajkowy tunel drzew :)


W Lipócie wita nas Pani, płynnie mówiąca po angielsku. Tłumaczy jakie zasady panują na kempingu, daje "zegarki" (otwierające bramki na basen, wejście do sanitariatów i bramę wjazdowa) oraz dokumenty do wypełnienia. Pani mówi, że możemy sobie wybrać każde miejsce, które nam pasuje. Wybieramy więc zacieniony trawnik nieco na uboczu. Tu mamy sporo przestrzeni i ciszę. Wolimy spokój niż ciasne parcele przy samym ogrodzeniu basenów.



Szybko przebieramy się, zabieramy ręczniki i biegniemy prosto na baseny. Jest super, wszystko czyste i nowe, ludzi sporo, ale nikt nikomu łokcia do oka nie wsadza ;) Jest tu sporo fajnych rozrywek: wielkie i małe zjeżdżalnie, basen z falą i kulą z siodłem, na które można wchodzić (choć to bardzo trudne), "rwąca rzeka", fontanny dające ochłodę, basen pływacki, bicze wodne, gejzery, baseny termalne, brodzik, wodospady...
Bawimy się jak dzieci :) Nawet ja dałam się namówić na zjazd na pontonie (ale nigdy więcej!).






Po kilkugodzinnej podróży z przyjemnością spędzamy czas w ruchu, pływamy na basenach do samego wieczora.


Szybko mijają trzy dni błogiego lenistwa, opuszczamy Węgry i ruszamy dalej, w okolice Zagrzebia.
Zaplanowałam nocleg na kempingu CampZagreb, lecz kiedy tam dotarliśmy miałam ochotę stanąć na pięknie wybrukowanej ścieżce i rozpłakać się. Upał, palące słońce, 40 stopni, pół dnia w drodze, mięso na grilla w lodówce, a tu ani cienia ani odrobiny "dzikości" jaką kochamy. (Zdjęcie poniżej pobrane ze strony kempingu)


Internet jest raczej szczątkowy ale udaje się znaleźć całkiem niedaleko kemping, który nam odpowiada. Odpowiada, to za dużo powiedziane. Jest cień ale są też komary i hałas z drogi szybkiego ruchu. Jakoś damy radę, przecież to tylko dwie noce. Zostajemy.




Na kolację jemy puszty, które są popularne zarówno na Węgrzech jak i w Chorwacji. Mimo sąsiedztwa ruchliwej drogi, zmęczeni idziemy spać, jutro czeka nas całodzienna wycieczka.

Piąty dzień podróży wita nas upałem od samego rana, jedziemy do Zagrzebia. Stolica Chorwacji zaskakuje swoją wielkością (aglomerację zagrzebską zamieszkuje 1,2 mln ludzi) i nowoczesnością. Kierujemy się więc w stronę, gdzie widać zabytkowe budynki.


Po krótkich poszukiwaniach znajdujemy parkometr (jak dobrze, że mamy drobne chociaż na pierwszą godzinę postoju!) i miejsce, gdzie zostawiamy auto.

Na początek zwiedzamy piękną Katedrę Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.



Pierwszy, romański kościół stał w tym miejscu już w XI wieku (1093 r), został zniszczony przez najazd mongolski w 1242 r. Odbudowany w stylu gotyckim, był wielokrotnie przebudowywany, ostatni raz po trzęsieniu ziemi w 1880 roku. Prace prowadzono pod kierownictwem austriackiego architekta Hermanna Bollego. Na jego polecenie dobudowano fasadę zwieńczoną dwiema neogotyckimi dzwonnicami o wysokości 104 i 105 metrów. Stanowią one wizytówkę i symbol miasta. Od wielu lat trwa renowacja świątyni.






Przechodzimy obok fontanny ze złoconymi figurami aby zrobić zakupy na słynnym targu Dolac. A można tu kupić wszystko: świeże owoce, sery i ryby, regionalne wyroby i pamiątki, serwety, lawendę i drewniane zabawki.





Spacerujemy po najważniejszych ulicach, szukając interesujących miejsc, o których wcześniej czytaliśmy. I tak udaje nam się odnaleźć kulę Słońca czyli część artystycznej instalacji Zagreb Solar System.


W Zagrzebiu znajduje się także 9 planet, a ich rozmiary i odległości od słońca mają zachowane proporcje, niektóre są więc malutkie i pewnie dlatego nie udaje się nam ich odszukać.

Oglądamy też pomniki, parki, fontanny i ciekawe budynki, wstępujemy na pizzę i lody.






Następnym miejscem, najbardziej nas interesującym, do którego się udajemy jest Górne Miasto.
Gornji Grad to historyczne jądro Zagrzebia. Założony w średniowieczu, aż do XIX wieku stanowił centralną strefę Zagrzebia.
Górne Miasto dawniej było otoczone murami z wieżami, w których istniało kilka bram miejskich. Do dziś zachowała się jedynie wschodnia, tzw. Kamienna Brama (Kamenita vrata) z XIII wieku.
Jest to miejsce kultu religijnego z uwagi na cudem uratowany tu po pożarze obraz Matki Boskiej.





Głównym placem Górnego Miasta jest Plac św. Marka z kościołem o tej samej nazwie. Charakterystyczny jest dach kościoła. Całość ułożona jest z czerwonych, białych i niebieskich dachówek. Na południowym spadzie dachu znajduje się wzór dwóch herbów – Zagrzebia oraz Królestwa Chorwacji, Slawonii i Dalmacji, którego od 1868 roku Zagrzeb był stolicą.



W jednej z wąskich, starych uliczek znajdujemy też prawdziwą perełkę, zabytek inżynierii miejskiej, latarnie gazowe!


Podziwiamy jeszcze widoki i schodzimy w dół, czas wracać. To była udana wycieczka. Zagrzeb jest pięknym i ciekawym miastem, a jeden dzień to zdecydowanie za krótko by poznać jego wszystkie uroki.




Mimo zmęczenia, szum drogi, który wyraźnie słychać na kempingu, trochę nam w nocy przeszkadza. Rano wstajemy nie całkiem wyspani i ruszamy na południe.


Na szczęście jazda chorwacką autostradą to czysta przyjemność. Tu przynajmniej człowiek wie za co płaci (ponad 200 km około 65 zł). Żadnych serpentyn, zjazdów czy podjazdów, jak jest w ziemi dziura to jedziemy wiaduktem, jak na drodze wyrasta góra, to jedziemy tunelem (najdłuższy ma prawie 6 kilometrów). I właśnie za jednym z takich tuneli zaczyna się inny świat :)


Ale o tym napiszę w kolejnej części tej relacji :)





2 komentarze: